Głosy okupacji. Stefan. Wolontariat w Nowej Kachowce i ewakuacja przez Krym

Share this...
Facebook
Twitter

Głosy w okupacji — to cykl opowieści o ludziach, którzy żyli pod okupacją i którym udało się wyjechać. Naszym kolejnym bohaterem jest Stefan, który był wolontariuszem w czasowo okupowanej Nowej Kachowce, pomagając ludziom z żywnością i lekami. Jednak z powodu polowania na niego przez wojsko rosyjskie został ewakuowany z okupowanego miasta przez Krym i Rosję do Gruzji.

Stefan Woroncow jest dziennikarzem i aktywistą specjalizującym się w urbanistyce. Urodził się i dorastał w Nowej Kachowce. Tam ukończył liceum techniczne i ekonomiczne, oraz wstąpił do Uniwersytetu Rolniczego w Mikołajowie, który opuścił po dwóch latach studiów. Postanowił zaoszczędzić pieniądze, pracował jako barman, by pojechać do Polski w poszukiwaniu siebie i nowych doświadczeń. W ciągu trzech lat mieszkania w innym kraju otrzymał polskie dokumenty i dostał się na miejsce budżetowe na Uniwersytecie Wrocławskim. Tam uzyskał specjalność z urbanistyki, studiował architekturę, kartografię i ekologię.

Na ferie zimowe Stefan wrócił do domu, gdzie 24 lutego zastał początek inwazji na pełną skalę. Pozostał więc w swoim rodzinnym mieście, które było czasowo okupowane, aby pomóc mieszkańcom miasta z lekami, żywnością i ewakuacją. Jednak z powodu prześladowań, mężczyzna musiał opuścić Nową Kachowkę. Później przeniósł się także z rodziną.

Odbudowa starej Nowej Kachowki

W latach 50. ubiegłego wieku do Nowej Kachowki przybył monumentalny artysta Hryhorij Dowżenko, który stworzył 80 unikalnych rzeźbionych paneli na ścianach tutejszych budynków. Od 2015 roku miasto zaczęło odnawiać domy, w których znajdują się te „kamienne hafty” (o których Ukraїner opowiadał w 2018 roku). Założycielem projektu jest architektka Tetiana Ewsejewa. W 2019 roku Stefan rozpoczął współpracę z aktywistką, ponieważ bardzo pasjonował tematem restauracji:

– Szczerze mówiąc, nawet nie wiedziałam, że takie „hafty” istnieją w mieście, bo w szkole nie było o tym ani słowa. Pierwsza szkoła jest wyjątkowa, ponieważ jest tam około 15 pięciometrowych kolumn, które również mają „wysziwankę (haft)”. Zauważyłem to dopiero wtedy, gdy zaczęli to robić.

W Polsce Stefan widział, jak rozwijają się miasta, jak ludzie dbają o dziedzictwo historyczne. To pobudziło go do udziału w renowacji w swoim rodzinnym ukraińskim mieście. Stefan lubił przychodzić na miejsca pracy, kiedy wolontariusze pracowali przy renowacji fasady, poniewaz panował tam dobry klimat. Nazywa on renowację arteterapią, ponieważ to polepsza wygląd miasta.

W 2020 roku wolontariusze dokonali największej renowacji w Nowej Kachowce – przedszkola. W ciągu 2 miesięcy usunęli żeliwne ogrodzenie, przywracając nawet tralki, które kiedyś tam były. Odrestaurowali wszystko tak, jak zaplanował i stworzył Hryhorij Dowżenko.

Tralki
Niskie słupy podtrzymujące balustrady schodów, tarasów, balkonów.

Początek wojny

Stefan nie mieszkał na stałe w swoim rodzinnym mieście już od 5 lat, ale co roku przyjeżdżał do Nowej Kachowki na 2-3 miesiące. W 2022 roku, po sesji, student przyjechał na wakacje do domu – 16 Lutego, chcąc zrobić niespodziankę swoim rodzicom, jednak najbliżsi nie cieszyli się tym faktem:

— Kupiłem bilet i przyleciałem w dniu, kiedy dziadek Biden (prezydent USA — przyp. red.) powiedział, że coś się zaczyna. Poleciałem chyba, żeby trochę się upewnić, że się nie boję. Moi rodzice bardzo się denerwowali, bo jak coś się zacznie, to jestem w wieku poborowym. My jako pierwsi zostaniemy okupowani, ponieważ znajdujemy się 80 kilometrów od Krymu.

24 lutego wszystko zaczęło się o 4 rano — pierwsza eksplozja obudziła całą rodzinę. Już po drugim rodzina zrozumiała, że inwazja się rozpoczęła:

— Życie tak – raz! — i zwraca się do innych filtrów, do filtrów wojny. Dostałem nieskończoną ilość adrenaliny. Do dziś żyję tylko tą adrenaliną, zgłaszam się na ochotnika i idę do zwycięstwa.

Wszyscy się obudzili i nie rozmawiali. Przez pierwszą godzinę nikt z rodziny nie odezwał się słowem, bo jeszcze nie wiedzieli, co się dzieje. W domu nie było walizki alarmowej – pewnie dlatego, że nie chcieli uwierzyć w ewentualną inwazję – mówi Stefan. O 6 rano rodzina zdecydowała, że ​​nigdzie nie wyjeżdżają, bo tu jest ich dom, ich pies i kot. Ojciec od razu poszedł po paliwo i gotówkę – już od samego rana były ogromne kolejki. Pierwszego dnia rodzina posprzątała i uporządkowała piwnicę.

— O godzinie 8.00 mieliśmy już informację, że wojska rosyjskie minęły Czonhar (przesmyk między Krymem, a Ukrainą kontynentalną — red.) i posuwają się bardzo szybko. My zrozumieliśmy, że będą w naszym mieście za godzinę lub dwie. Wychodzimy na zewnątrz: helikoptery, myśliwce latają. Było strasznie, szczerze mówiąc. Pierwszy dzień było strasznie przez myśli: „co się stanie?”, „jak daleko to zajdzie?”.

W Nowej Kachowce nie było żadnych bitew. W południe „szmata” okupantów wisiała nad elektrownią wodną w mieście, mówi Stefan. Pojawiły się pierwsze filmiki z czołgami:

— Wystawiasz głowę przez okno i słyszysz dźwięk maszyn. Chyba przez dwa tygodnie non stop przez elektrownię wodną jechały czołgi.

Z osobistych obserwacji Stefana wynika, że ​​w Nowej Kachowce nie było Sił Obrony Terytorialnej: właściwie chłopcy tam byli, ale jak przybyli do Komisariatu Wojskowego, był zamknięty. Mężczyzna opowiada o swoich znajomych, wszyscy funkcjonariusze otrzymali telefon o 2 w nocy przed inwazją, a 2-3 godziny przed pierwszymi wybuchami wywieziono ich z miasta. Wszyscy opuścili jednostkę wojskową. Pierwsze „przyloty” odbywały się w pustych hangarach, nikogo tam nie było.

Rosyjscy żołnierze rzadko chodzą po ulicach, poruszają się głównie samochodami. Albo 5 osób idzie z karabinami. 30 maja okupanci wyłączyli połączenia w obwodzie chersońskim, a następnie przełączyli Internet na sieć rosyjską. Obecnie w regionie są tylko rosyjscy dostawcy, YouTube i Viber nie działają bez VPN.

— Gorzej jest na wsiach. Kiedy ludzie przychodzą do wolontariuszy, abyśmy mogli im pomóc, opowiadają, że ludzie tam wariują z głodu. Puchną. Są ludzie, którzy nie mają jedzenia w ogóle, może nawet przez miesiąc. Są tacy, którzy nie wyjechali i nie mogą wyjechać. Nie wiedzą, że są bezpłatne ewakuacje, że są wolontariusze. Nie mogą zwrócić się do nas o pomoc. Nie mają komunikacji i możliwości dotarcia do Nowej Kachowki, bo nie ma paliwa.

Stefan powiedział, że teraz pojawili się wolontariusze, którzy zabierają ludzi z obwodu chersońskiego do Zaporoża. Mają już ponad dziesięć autobusów. Są to wolontariusze, którzy własnoręcznie zbierają fundusze na ewakuacje Ukraińców. 100 000 hrywien wystarczy im na przewóz ludzi przez miesiąc. Transport jednej osoby na terytorium Ukrainy kosztuje pięć tysięcy hrywien. I tak było od pierwszych dni inwazji.

Siedziba wolontariuszy „Ludzkość”

Jeszcze przed inwazją, Stefan, jego przyjaciele i koledzy z pracy zgodzili się stworzyć czat informacyjny – tak stworzyli „Bunkier dla Nowej Kachowki”, gdy rozpoczęła się wojna na pełną skalę. Nie było tam wielu ludzi: tylko znajomi, przyjaciele i koledzy z pracy. Kiedy członek zapraszał kogoś innego, nowa osoba była testowana – rozmawiano z nią przez chwilę po ukraińsku, a następnie pytano o Nowej Kachowcę to, o czym wie tylko miejscowy.

Ten czat służył do dzielenia się informacjami, robienia wniosków i oferowania pomocy. Później były osobne czaty dla wolontariuszy, którzy dostarczają leki i którzy odpowiadają za produkty. Tak narodziła się siedziba wolontariuszy Humanity (pol. „Ludzkość”) w jednej z piwnic budynków w mieście.

— Mieliśmy dużo zadań, spaliśmy 2-3 godziny przez dwa tygodnie, ale daliśmy radę i uruchomiliśmy mechanizm wolontariatu.

Oprócz organizatorów-założycieli w skład zespołu wchodzili koordynatorzy, farmaceuci, kurierzy oraz managerowie SMM. Ale główny trzon stanowiło 5-6 osób. W momencie nagrywania tej rozmowy, 13 czerwca w Nowej Kachowce, przebywało fizycznie nie więcej niż 10 wolontariuszy tego stowarzyszenia. W ciągu pierwszych 2-3 tygodni na czacie było ponad 50 osób. Mogli wykonywać różne funkcje absolutnie za darmo, zespół nigdy nie brał pieniędzy za to, co robił.

— Naszym celem było zrobić zapasy leków dla ludzi, bo zaczęły znikać. W aptekach były ogromne kolejki. Wiadomo, że nie będzie dostaw – tak jest do dziś. Do Nowej Kachowki i w ogóle do okupowanych terenów nie przyjechał żaden samochód dostawczy z lekarstwami lub żywnością.

Wolontariusze zaczęli zbierać fundusze i kupować leki, które znajdowały się w aptekach. Później musieliśmy importować leki z terytorium kontrolowanego przez Ukrainę. Zespół zamknął już ponad 1600 wniosków (jedna prośba może składać się z kilku zestawów humanitarnych, nawet 20). Od początku inwazji około 8 000 mieszkańców Nowej Kachowki otrzymało pomoc od tego stowarzyszenia. Czasami, jak wspomina Stefan, przeprowadzano całe „operacje specjalne” – rybacy przeprawiali lekarstwa przez Dniepr. Po wypadku trzeba było jednak zrezygnować z tego rodzaju dostaw. Jednej nocy rybak przywiózł pomoc humanitarną, zostawił ją na brzegu, zabrał ludzi i bez wiedzy organizatorów próbował ich przetransportować do „szarej strefy”:

„Szara strefa”
Terytorium neutralne po obu stronach linii frontu.

— Po wydarzeniu, w którym zginęło dwóch lub trzech naszych przestaliśmy przewozić z pomocą rybaków. Było o tym głośno również w mediach. Jak się później okazało, to nie pierwszy raz, kiedy straciliśmy wolontariuszy.

Wolontariusze nigdy nie dostarczali jedzenia, bo to niemożliwe. Produkty kupowano wyłącznie w Nowej Kachowce, ponieważ w mieście były duże magazyny i hurtownie. W końcu zapasy się skończyły, a okupanci zaczęli sprowadzać wszystko z Krymu. Ludzie muszą kupować te produkty:

— Krupy jeszcze nasze, ale podejrzewam, że były najpierw u nas skradzione, wywiezione w dużych ilościach do Krymu, zapakowane i przywiezione z powrotem do nas. I teraz je kupujemy. Kradną od nas, przepakowują i odsprzedają. Nie mają własnych produktów dobrej jakości.

Polowanie na „3 w 1”

Najbardziej przerażające dla Stefana podczas okupacji było uświadomienie sobie tego, co się dzieje:

– Od pierwszych dni jesteśmy niby w grze. Gramy zgodnie z fabułą gry, a fabuła jest nasza. Cały czas myślałem: „jeszcze trzy dni i spokojnie wyjadę, pojadę do Polski kontynuować studia”. A „trzy dni” trwają już piąty miesiąc.

Kiedy w Nowej Kachowce i innych tymczasowo okupowanych miastach rozpoczęło się ściganie dziennikarzy, wolontariuszy i aktywistów, Stefan zaczął rzadziej wychodzić. Nawet na swoim podwórku pojawiał się minimalnie. Nie wychodził przez ostatnie 3 tygodnie przed wyjazdem, tylko raz w tygodniu chodził do sztabu, opowiada mężczyzna:

— Wolontariusze, aktywiści, dziennikarze zaczęli znikać, a ja właśnie „3 w 1”, jak kawa z ATB. (ATB – jedno z największych przedsiębiorstw handlu detalicznego Ukrainy — przyp. red.). Skończyło się na tym, że popełniłem błąd. Przywieźli do nas pomoc humanitarną, dużo leków. Poszedłem ją odebrać osobiście. Była tam kobieta odpowiedzialna za szpitale. Jak się okazało, była kolaborantką. Kiedy przyszliśmy po te leki, zobaczyła mnie. Tydzień później spotyka się ze mną kobieta, która zarządza tym magazynem i mówi: „Stefan, zostałeś zdemaskowany. Mam filmik. Wszystkie rozmowy nagrywam na dyktafon lub na wideo. Ta kobieta jest kolaborantką, przyszła właśnie cię szukać”.

Następnego dnia Stefan ewakuował się przez Krym. Jechał samochodem z dziećmi i kobietami. Tydzień później jego rodzina też wyjechała. Od Nowej Kachowki do Kalanczaka było około 15 punktów kontrolnych, rozmieszczonych każde 2 kilometry.

– Początkowo byli to „dziurawi” okupanci z DNL (Donieckiej Republiki Ludowej ), menele, szczerze mówiąc. Nic więcej nie można o nich powiedzieć. Kiedy zbliżasz się już do Krymu, tam spotkasz już armię rosyjską. Kiedy jedziesz, widzisz cmentarzysko sprzętu, bo wszędzie albo samolot, albo lejek, albo coś się pali. Kiedy docierasz do granicy administracyjnej, nie ma już powrotu i myślisz: „Dobra, adrenalina, ratuj mnie”. Rozumiałem, co powiedzieć. Najważniejsze, że nie jestem „proukraiński”, to znaczy nie zdradzam swojego stosunku.

Na granicy wszyscy mężczyźni są przesłuchiwani: patrzą na twój telefon i pytają, kim jesteś, co robiłeś, kim są twoi rodzice, co sądzisz o „nazistach”, o pułku „Azow”, czy służyłeś w wojsku. Stefan usunął wszystko, co mogło zaszkodzić: zdjęcia, sieci społecznościowe, korespondencję, a nawet opróżnił kosz w telefonie. Pozostała jednak jedna rozmowa z kobietą z Portugalii: mężczyzna opowiadał w niej o swoim wolontariacie i sztabie humanitarnym. Był zrzut ekranu strony Stefana na Twitterze, na której było napisane „Nowa Kachowka to Ukraina”, ale z powodu braku internetu rosyjska straż graniczna nie mogła go zobaczyć. Na tym się nie skończyło — w związku z działaniami wolontariusza zaczęli zadawać mu mnóstwo pytań:

— Musiałem wymyślić w drodze, że pracuję z kościołem, nie jestem organizatorem, tylko przychodzę z pomocą. Ale kiedy już odczułem, że jest niebezpiecznie, bo on (strażnik graniczny — red.) chyba wyczuł punkt, do którego trzeba kopać, zacząłem udawać, że mam chorobę afektywną dwubiegunową, że pilnie potrzebuję się napić wody. Wyjmuję „No-Spę” i zaczynam robić mały pokaz, że potrzebuję wody, a on biegnie za wodą. Potem wpadłem mu do ucha, rozmawiając o urbanistyce, o miastach. Zaczął mi opowiadać o parku w Krasnodarze, czyli zostałem jego kolegą, żeby oderwać się od tematu i może to mnie uratowało.

Po przekroczeniu granicy administracyjnej Stefana zdziwił tamtejszy system transportowy – autobusy do Symferopola, krajów europejskich, Gruzji. On pojechał do Gruzji. Bilet kosztował 300 dolarów, podróż trwała prawie dobę. Trasa przebiegała przez Rosję: Krasnodar, Biesłan i Grozny.

— Bardzo odrażający był widok Z, V, odrażającym był również fakt bycia na tym terytorium. Kiedy jechałem przez Krym, widziałem, że ludzie żyją tam trochę biednie, widać to też po domach. Zauważyłem, że ludzie w ogóle się nie uśmiechają. Podsumowując, Rosja to jedna droga. Kiedy jechaliśmy, to była droga dobrej jakości, a kiedy widzisz, że przed tobą jest wieś lub miasto, drogi już nie ma. Ale ludzie, co mnie zaskoczyło, w ogóle nie czują, że jest wojna. Pierwszą rzeczą, którą widzi się wjeżdżając do Krymu od strony Ukrainy, są plakaty „Putin nie zaczyna wojny, Putin ją kończy”, „Za swoje, za prawdę”.

Mając takie doświadczenie, Stefan radzi ludziom, którzy są jeszcze pod okupacją, aby wierzyli w zwycięstwo, bo Siły Zbrojne Ukrainy są już blisko, a ukraińskie południe na pewno zostanie wyzwolone. Prosi również dbać o bezpieczeństwo osobiste:

— Wyczyść telefon przed każdym wyjściem, wyloguj się ze wszystkich czatów lub wyjdź z zupełnie innym telefonem, pozostawiając główny w domu. Opuść wszystkie proukraińskie czaty, usuń niepotrzebne wiadomości. Pierwszą rzeczą, na którą patrzą, jest galeria. Galeria też powinna być bez wyposażenia, bez wybuchów. Trzeba wymyślać legendy, wiedzieć, co powiedzieć. Należy zaopatrzyć się w czystą wodę na 10 dni i wodę techniczną na miesiąc, butlę z gazem. Jeśli wszystko zostanie odcięte – połączenie, gaz, światło – żeby była żywność, konserwy. Czekać i wierzyć, pomagać słabszym.

Tacy aktywiści jak Stefan na własną rękę próbują spopularyzować Nową Kachowkę i jej architekturę. Po zwycięstwie Ukrainy mężczyzna planuje wrócić do miasta już z doświadczeniem i zawodem związanym z urbanistyką. Chce rozwijać miasto:

— Nie mogę opuścić Nowej Kachowki, ona jest tu (pokazuje na serce — red.). I to prawda, bo dopiero wyjeżdżając z Nowej Kachowki zdałam sobie sprawę, jakie to miejsce, jak magiczne, niesamowite i bez przesady wyjątkowe ze względu na architekturę. Niedocenione.

Nad materiałem pracowali

Autor projektu:

Bohdan Łohwynenko

Autorka:

Władysława Kricka

Redaktorka:

Natalia Ponediłok

Korekta:

Ołena Łohwynenko

Przeprowadząca wywiad:

Chrystyna Kułakowska

Redaktor zdjęć:

Jurij Stefaniak

Projektant graficzny,

Autorka okładki:

Anastasia Chadżynowa

Transkryptorka:

Anna Łukasewycz

Chrystyna Archytka

Natalia Jarowa

Menadżerka treści:

Olha Szełenko

Tłumaczka:

Oksana Ilchenko

Redaktor tłumaczenia:

Michał Antosz

Koordynatorka Ukrainer po polsku:

Oleksandra Vyshnevetska

Śledź ekspedycję