Share this...
Facebook
Twitter

Media to jedno z narzędzi, których Rosja używa w swoich wojnach hybrydowych. Państwu agresorowi udało się ujarzmić własne środki masowego przekazu do tego stopnia, że stały się one rzecznikami propagandy. Niestety dotknęła ona negatywnie także i zagraniczne platformy, wśród których znalazły się szanowane media z długą historią. Wiele z nich cieszy się ogromnym zaufaniem, zwłaszcza w krajach, które kiedyś były częścią ZSRR. Oznaczenie „zagraniczny” działa w tych państwach jako niekwestionowany znak jakości dla lokalnych odbiorców. Jednocześnie istnieją również światowe media, w których nawet bez bezpośredniego wpływu Federacji Rosyjskiej etyka dziennikarska i obiektywizm zaczęły tracić na wartości. Opowiadamy o konkretnych przypadkach, w których obserwujemy działania światowych mediów na korzyść Rosji.

Rosja już od kilkunastu lat dyskredytuje Ukrainę w przestrzeni medialnej. Narracja, która stała się już klasyką: rzekomo, Ukraina jest krajem dysfunkcjonalnym, państwem nieudolnym. Używając różnych sformułowań Federacja Rosyjska rozpowszechniła ten mit wśród naukowców, działaczy kulturowych, polityków, a także w mediach czy sieciach społecznościowych. „Język ukraiński to dialekt rosyjskiego”, „ukraińska gospodarka upada”, „w armii ukraińskiej są alkoholicy i łapówkarze” etc. Miało to na celu zdyskredytowanie Ukrainy w oczach społeczności międzynarodowej, a co za tym idzie — uniemożliwienie bliskiej, wielopoziomowej współpracy.

Dyskredytacja stała się szczególnie zauważalna od 2014 roku — po Rewolucji Godności, rosyjskiej inwazji na wschodnią Ukrainę i czasowej okupacji Półwyspu Krymskiego. Najgorsze jest jednak to, że te kremlowskie narracje zostały przechwycone, powielone, a zatem nagłośnione przez światowe media. Wielu z nich nie zawracało sobie głowy przynajmniej podstawowym sprawdzeniem faktów. Ale to nie koniec problemu, ponieważ metod wspierania Rosji na froncie informacyjnym jest znacznie więcej.

Rewolucja godności
Ogólnokrajowe pokojowe protesty Ukraińców przeciwko rosyjskiemu kierunkowi rozwoju państwa. Po brutalnym stłumieniu rozpoczęła się długa kampania przeciwko uzurpacji władzy. Oficjalnie zidentyfikowano 107 ofiar Rewolucji, zwanych Niebiańską Sotnią.

Rosyjskie fejki w mediach zagranicznych

Najbardziej jaskrawym przykładem rozpowszechniania rosyjskich wiadomości wątpliwej jakości w mainstreamowych mediach jest niewątpliwie brytyjska agencja informacyjna Reuters oraz platforma Reuters Connect, która dostarcza subskrybentom wiadomości z ponad siedemdziesięciu agencji prasowych z całego świata.

W 2020 roku Reuters Connect podpisał umowę z największą rosyjską państwową agencją informacyjną TASS, która regularnie rozpowszechnia propagandę i dezinformację władz rosyjskich. W 2015 roku amerykańskie wydanie The Washington Post opublikowało artykuł, w którym przytacza przykłady powiązań agencji TASS z rosyjskimi szpiegami w Nowym Jorku. Prokuratura federalna postawiła zarzuty szpiegostwa trzem Rosjanom, którzy oprócz z rosyjskim wywiadem zagranicznym, byli także powiązani z „nieokreśloną rosyjską organizacją informacyjną”. W materiale czytamy, że według amerykańskich urzędników tą organizacją jest TASS, znana im od czasów zimnej wojny dzięki współpracy z KGB. Nawiasem mówiąc, Europejski Sojusz Agencji Informacyjnych (EANA) zawiesił członkostwo TASS w tym stowarzyszeniu medialnym kilka dni po inwazji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę, uważając, że rosyjska agencja informacyjna podaje stronnicze i uprzedzone wiadomości.

KGB
Organ administracji państwowej ZSRR, do głównych zadań którego należał wywiad, kontrwywiad, walka z nacjonalizmem, sprzeciwem i działalnością antyradziecką. W Federacji Rosyjskiej prawnym następcą KGB została FSB (Federalna Służba Bezpieczeństwa).

Współpraca pomiędzy Reuters Connect i TASS trwała do końca marca 2022 roku. Dopiero po materiale amerykańskiej gazety Politico, w którym padają anonimowe wypowiedzi pracowników Reutersa krytykujących platformę za współpracę z kremlowską agencją prasową, brytyjska agencja zakończyła tę medialną przyjaźń.

Zakończenie współpracy z TASS nie doprowadziło jednak do skutecznego zniknięcia rosyjskich fake newsów z materiałów Reutersa. Brytyjska agencja prasowa nadal opiera się na publikacjach Kremla, jeśli chodzi o niektóre materiały.

Jeden z najbardziej niepokojących tego typu materiałów w serwisie Reuters został opublikowany 30 maja 2022 roku pod tytułem „Promoskiewska Chersońszczyzna zaczyna eksportować zboże do Rosji — TASS” (tu i dalej — tłumaczenie autora z języka angielskiego), gdzie opierają się na informacjach wziętych z kremlowskiej agencji prasowej, nawet tego nie ukrywając. Tego samego dnia zmieniono nazwę na „Kontrolowany przez Rosję region Chersonia w Ukrainie rozpoczyna eksport zboża do Rosji — TASS”. Ale ta zmiana niewiele wniosła, bo źródło wiadomości pozostało to samo, a co najważniejsze, czytelnicy Reutersa nie dowiedzą się z tej wiadomości, że zboże z czasowo okupowanych terytoriów Ukrainy zostało wywiezione siłą przez rosyjskie wojska. A 2 lipca Reuters opublikował materiał zatytułowany „Łukaszenka ogłosił, że Białoruś przechwyciła próby ataku rakietowego ze strony Ukrainy”. To oczywista dezinformacja, bo Ukraina nie ma ani zamiaru, ani powodów, by atakować Białoruś. To clickbaitowy komunikat medialny, którego wartość jest wątpliwa choćby ze względu na kolejną część wiadomości: „Łukaszenka nie przedstawił dowodów na swoje oświadczenie”.

Clickbait
Z angielskiego clickbait od click „kliknięcie” i bait „przynęta” to technika polegająca na stworzeniu nadmiernie emocjonalnego nagłówka, który zmusza czytelnika do kliknięcia w materiał, żeby go przeczytać. Często treść wiadomości nie pasuje do nagłówka.

Media The Fix zbadało działania agencji Reuters w relacjonowaniu wydarzeń z wojny rosyjsko-ukraińskiej. Autorka artykułu, Sofia Padałka, opowiada o współpracy agencji prasowych, przytaczając przykłady: Reuters dysponuje materiałami, które działają na korzyść Federacji Rosyjskiej, zwłaszcza w przypadku wojny na pełną skalę. The Fix zwraca uwagę na słownictwo w materiałach Reutersa, które zniekształca wojenną rzeczywistość. Dziennikarze cytują polskiego akademika, Jana Smoleńskiego, na temat wspomnianej już wiadomości opisującej sytuację w tymczasowo okupowanym Chersoniu:

— Tytuł materiału wyraźnie normalizuje okupację i może sprawiać wrażenie, że jest ona w jakikolwiek sposób usprawiedliwiona. Jeśli region jest promoskiewski, co w tym złego, że kontroluje go Rosja? W ten sposób (to sformułowanie) legitymizuje fakt (okupacji).

Oprócz artykułu o Chersoniu, dziennikarze The Fix analizują dziesięć materiałów na stronie Reutersa o Ukrainie ze słowami kluczowymi „skradzione zboże”. Tylko cztery z nich mają dokładnie takie sformułowanie w tytule, w całej reszcie użyto sformułowania „zboże eksportowane”, co nie jest prawdą. Również w przypadku terytoriów ukraińskich często zamiast sformułowania „okupowane przez Rosję” używa się „wspierane przez Rosję” i „wspierane przez Moskwę”. Stwarza to złudzenie, że w Ukrainie toczy się wojna domowa, a nie wojna na pełną skalę, którą rozpętała Federacja Rosyjska.

10 października, w dniu masowego rosyjskiego bombardowania infrastruktury cywilnej w Ukrainie, Reuters opublikował artykuł zatytułowany „Czerwony Krzyż wstrzymuje pracę w Ukrainie ze względów bezpieczeństwa”, który później zmieniono na „Eskalacja przemocy w Ukrainie zakłóca pracę humanitarną”. W artykule szerzone są kłamstwa, bo Międzynarodowy Czerwony Krzyż nie opuścił Ukrainy. Dodatkowo w tym artykule „cytują Moskwę”, nie dodając ani źródła cytatu, ani kontekstu, co właściwie odbiega od standardów dziennikarskich i czyni szkodę podczas trwającej wojny na pełną skalę:

— Moskwa twierdzi, że uderzenia były wymierzone w cele energetyczne, centra dowodzenia i łączności w odpowiedzi na to, co określa jako ataki terrorystyczne (chodzi o uszkodzenie mostu krymskiego — przyp. red.).

Według LOOQME ten news z pierwszym nagłówkiem został zacytowany w 366 publikacjach z całego świata w ciągu zaledwie pierwszego dnia, więc jakiekolwiek dalsze zaprzeczanie lub zmiana nagłówka nie będzie już miała sensu. Takie przykłady to dość duży problem, ponieważ sama strona Reutersa liczy ponad 65 milionów czytelników miesięcznie.

Oprócz Reutersa są oczywiście inne wpływowe media, które przedstawiają sytuację w Ukrainie w krzywym zwierciadle. W materiałach mediów międzynarodowych na temat wojny rosyjsko-ukraińskiej często brakuje kontekstu, dziennikarze nie znają historii i istoty stosunków Ukrainy i Federacji Rosyjskiej, nie postrzegają Rosji jako kraju terrorystycznego o imperialnych ambicjach, a Rosjan jako uczestników tej wielkiej wojny. Rezultatem tej niekompetencji są stronnicze, a nawet manipulacyjne materiały, które działają na korzyść Federacji Rosyjskiej.

Na przykład zagraniczne media nadal aktywnie używają terminu „separatyści”, odnosząc się do mieszkańców samozwańczych Republik Ludowych — DRL i ŁRL, i czasowo okupowanego Półwyspu Krymskiego. Z tego powodu publiczność o ograniczonym zrozumieniu stosunków rosyjsko-ukraińskich, a zwłaszcza wojny, postrzega ją jako wojnę domową, ponieważ sponsorowanie i wspieranie tych grup przestępczych przez Rosję, wysyłanie im wojska i amunicji do Ukrainy nie jest podkreślane. Takie błędy widać w materiałach wielu agencji informacyjnych i mediów. Na przykład publikacja agencji informacyjnej AFP News Agency z 2 lipca na temat „ukraińskich separatystów” została dosłownie podchwycona przez autorów międzynarodowych mediów o bliskowschodnich korzeniach, takich jak AlArabia i Al Jazeera, a francuskie Le Monde i niemieckie Deutsche Welle poszły o krok dalej używając określenia „prorosyjscy rebelianci”.

Oczywiście wielu zagranicznych dziennikarzy przyjeżdża kręcić swoje materiały o pełnoskalowej wojnie bezpośrednio do Ukrainy, poznając prawdę i widząc na własne oczy zbrodnie wojenne Federacji Rosyjskiej, ale takich materiałów jest wciąż za mało, aby oczyścić przestrzeń medialną od narracji Kremla. Od momentu pełnoskalowej inwazji również reakcja Ukraińców na manipulacyjne wypowiedzi i niezweryfikowane informacje jest znacznie bardziej aktywna, konstruktywna, a czasem natychmiastowa, dzięki czemu możliwe jest wpływanie na globalną agendę informacyjną. Na przykład przedstawiciel Ministerstwa Spraw Zagranicznych Ukrainy Oleh Nikołenko szybko zareagował na nagłówek agencji informacyjnej AFP „Ukraińscy separatyści twierdzą, że otoczyli Łysyczańsk” na swoim Twitterze. A materiały Reutersa są teraz pod baczną uwagą ukraińskich aktywistów i przedstawicieli mediów.

Dyskredytowanie Ukrainy i jej armii

W USA wydarzyła się absurdalna historia, która dotyczyła „Azowa” — oddzielnej jednostki sił specjalnych Gwardii Narodowej Ukrainy. Wiaczesław Lichaczow, historyk i znawca prawicowego radykalizmu, opowiada o tym w swoim artykule na blogu The Ukrainian View na platformie internetowej Medium:

— Kilka lat temu w USA dyskutowano o inicjatywie uznania Azowa za zagraniczną organizację terrorystyczną… Wcześniej na tej liście byli tylko islamiści, poszczególne narodowe ruchy separatystyczne i lewicowi radykałowie. Jednak inicjatorzy, kierując się fałszywym wizerunkiem medialnym, nawet nie zrozumieli, że był to oddział organu państwowego, a nie nieformalna formacja paramilitarna.

Lista FTO
Z angielskiego Foreign Terrorist Organizations, to lista opracowana przez Biuro ds. Zwalczania Terroryzmu USA.

Ostatecznie „Azow” nie znalazł się na tej liście, ale uwaga mediów skupiła się na ukraińskiej armii, a narracja o batalionie „Azow” jako „milicji” lub „grupie paramilitarnej” trwa do dziś. W rzeczywistości „Azow” od samego początku był organizacją oficjalną – najpierw jako batalion patrolu policji specjalnej Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, a następnie w ramach Gwardii Narodowej.

Milicja
Do 2015 roku policja na Ukrainie nosiła nazwę milicji. W procesie reform po rewolucji godności (2014 r.) przemianowano ją na policję.

Władze rosyjskie i propagandyści od lat demonizują „Azow”, przedstawiając ich jako neonazistów. W mediach i sieciach społecznościowych krąży wiele podróbek na temat ich symboliki i roli w Ukrainie. Nawet jeśli wpiszesz po rosyjsku słowo „Azow” w wyszukiwarce, najprawdopodobniej Google zaoferuje dodanie słowa „naziści”. Taka sytuacja nie tylko szkodzi reputacji sił specjalnych Gwardii Narodowej, ale ma też bardzo przykre konsekwencje dla jej żołnierzy. Ze względu na uprzedzenia i stereotypy dotyczące „Azowa” rządy państw zachodnich mogły odmawiać pomocy wojskowej i szkolenia tej właśnie jednostce, a chcący wstąpić w szeregi obrońców Ukrainy wybierali niekiedy inne jednostki.

Rosyjscy propagandyści aktywnie rozpowszechniali informacje o neonazizmie w Ukrainie już w 2013 roku i wzmocnili je, gdy znaleźli do tego idealny temat — Pułk „Azow”. Historia założyciela pułku Andrija Biłeckiego związana jest z prawicowymi ugrupowaniami radykalnymi i partią nacjonalistyczną. Na tym właśnie kremlowscy poplecznicy medialni zbudowali swój absurdalny mit. Reszta obiektywnych informacji stała się dla Rosjan nieważna albo pochłaniali to, co dostarczały im media, nie próbując nawet samodzielnie zweryfikować informacji w otwartych źródłach. Powód powstania „Azowa” (batalionu ochotniczego utworzonego w mieście Berdiańsk do walki z rosyjskim okupantem w 2014 roku), fakty dotyczące założycieli i jego członków (są to ludzie różnych narodowości — Rosjanie, Żydzi, Tatarzy krymscy itp.) i ogólnie ich działalność (oficjalna służba wojskowa) — wszystko to zostało zignorowane przez rosyjskich propagandzistów.

Materiały o „Azowie” jako nieoficjalnej organizacji paramilitarnej były rozpowszechniane w wielu międzynarodowych mediach. Oto tylko kilka jaskrawych przykładów, w których pojęcia „neonaziści” i „faszyści” są używane jako stała cecha charakterystyczna ukraińskiego pułku:

materiał brytyjskiego The Guardian (2018 r.), w którym nazywają „Azow” „sławną ukraińską faszystowską milicją”;

artykuł brytyjskiego The Week (2018 r.), w którym „Azow” pojawia się jako „milicja”, a Andrij Biłeckyj nazywany jest dowódcą, choć nie jest nim od 2014 roku;

– artykuł w Timesie (2021 r.), w którym nie rozróżnia się pojęcia oficjalnego pułku „Azow” i „ruchu Azow” (ten ostatni nie jest związany z Gwardią Narodową Ukrainy). Artykuł twierdzi, że „Azow” to cały system składający się z partii politycznej, „milicji”, obozów dla dzieci i werbunku zagranicznych prawicowych radykałów.

Stworzony przez rosyjskich propagandzistów mit, że „Korpus Narodowy” (Ukraińska Partia Nacjonalistyczna — red.) jest politycznym skrzydłem „Azowa”, utrzymuje się w zagranicznych mediach do dziś. Dla przykładu, brytyjska gazeta The Times 21 marca 2022 roku ciągle odwołuje się do „neonazistowskich korzeni pułku”, a także posługuje się obrazem demonstracji zwolenników partii politycznej „Korpus Narodowy” z podpisem „ochotnicy prawicowej formacji paramilitarnej „Azow”, zlot w 2018 r.”. W tym podpisie wszystko jest dezinformacją: zarówno nazwa, jak i fakt, że Korpus Narodowy jest identyczny z „Azowem”.

Jak wyjaśnia historyk Wiaczesław Lichaczow, Andrij Biłeckyj, założyciel Azowa, wykorzystuje w swoim życiu politycznym jedynie kapitał zdobyty przez pułk:

— Biłeckyj próbuje używać „marki” „Azow” w życiu politycznym. Po powrocie do życia publicznego w październiku 2014 roku (po odbyciu służby w „Azowie”) założył projekt polityczny „Korpus Obywatelski Azowa”. Andrij Biłeckyj przyjął weteranów pułku do partii „Korpus Narodowy” i innych organizacji skupionych wokół niej, które nazwał „ruchem Azow”.

Jednym z dziennikarzy aktywnie szerzących propagandę na temat neonazizmu i „Azowa” był Christopher Miller, dziennikarz amerykańskich wydań Politico i BuzzFeed. Od momentu rozpoczęcia pełnoskalowej inwazji „zmienił buty” i obecnie występuje w roli obrońcy Ukraińców. Ale ekrany, jak mówią, nie płoną (Parafraza cytatu z powieści “Mistrz i Małgorzata” M. Bułhakowa, określająca nieśmiertelność twórczości literackiej, tu natomiast mówiąca o nieśmiertelności wcześniejszych relacji autora o formacji “Azow” — przyp. red.). Aktywnie rozpowszechniał historie o „Azowie” i prawicowym ruchu radykalnym na swoim Twitterze. W jednym ze wpisów, w którym udostępnił swoje materiały dziennikarskie na ten temat, pisze:

— „Azow” jest dobrze znany z tego, że ma w swoich szeregach skrajnie prawicowych ekstremistów i neonazistów. Pułk i szerzej pojęty ruch „Azow” przyciągnęły uwagę zachodnich ekstremistów, którzy przybyli do Ukrainy, aby trenować z grupą. Dziennikarze, w tym ja, napisali wiele reportaży o „Azowie”.

Christopher Miller aktywnie pisał dla BuzzFeed o ukraińskim skrajnie prawicowym ruchu, mocno wyolbrzymiając jego znaczenie. Na przykład w niektórych jego artykułach można znaleźć następujące sądzenia: „kraj (Ukraina) stał się ważnym ośrodkiem ponadnarodowej sieci ekstremizmu białej rasy”. Nie rozdzielał też pułku „Azow” i „Korpusu Narodowego”, na przykład w materiale dla Radia Wolna Europa pisze o związku amerykańskich zbrodniarzy z „Azowem”, nie precyzując, że pułk jest strukturą oficjalną w szeregach Gwardii Narodowej, a nie organizacją paramilitarną. Tym samym wraz z innymi dziennikarzami wspiera jeden z głównych punktów rosyjskiej propagandy – o tzw. nazistach w Ukrainie.

Niektóre zagraniczne media posunęły się jeszcze dalej: kwestionują istnienie Ukraińców jako narodu i wzywają USA do nieingerowania w „spór terytorialny” między Ukrainą a Rosją. Mowa o Tuckerze Carlsonie z Fox News, o którym opinie w USA są bardzo sprzeczne. Zaczynał jako felietonista i dziennikarz, ma za sobą długą karierę w telewizji, a od 2009 roku jest jednym z głównych głosów w Fox News. Jego podejście zostało nazwane „polityką skarg”, która opiera się bardziej na oburzeniu i antagonizmie wobec pewnych grup ludzi niż na obiektywnej analizie faktów. U Tuckera Carlsona wszystko jest bardzo skomplikowane, konspiracyjne i graniczące z fanatyzmem. W jego przemówieniach pojawia się jeden z kluczowych elementów propagandy, o którym Orwell mówił także w swoim eseju „Polityka i język angielski” — używanie kiepskiego języka i bardzo prostych wyrazów, które pozostawiają wrażenie, że wszystko jest bardzo zrozumiałe, ale jednocześnie nic nie jest jasne. Tak ogólne sformułowania pozwalają mu manewrować, a ludzie są zmuszani przez niego do wiary w populistyczne idee.

Tak czy inaczej, nie zwalnia to pracowników mediów z odpowiedzialności — konteksty, które tworzą i odtwarzają w środkach masowego przekazu lub na swoich portalach społecznościowych, podsycają rosyjską propagandę, a tym samym pośrednio pomagają Rosjanom zabijać Ukraińców.

Wiadomości w rosyjskiej optyce

Od początku Rewolucji Godności i czasowej okupacji Krymu niektóre zagraniczne media udostępniały swoje treści z rosyjskich biur lub zatrudniały dziennikarzy związanych z Federacją Rosyjską. Liderzy tych środków masowego przekazu nie widzieli w tym problemu.

Wśród zagranicznych mediów, które bezpośrednio lub pośrednio wspierają kraj-agresora, są też takie, których reputacja wydaje się być wzorowa. Przykładem może być jedno z najstarszych i najbardziej szanowanych mediów amerykańskich, The New York Times (dalej – NYT), które ma około 500 milionów przeglądów miesięcznie i około 120 milionów unikalnych czytelników. Medium to otrzymało 132 nagrody Pulitzera — najwięcej ze wszystkich wydawnictw (nawiasem mówiąc, za relacjonowanie wojny wszyscy ukraińscy dziennikarze otrzymali nagrodę zbiorową). Ale od początku XX wieku wiąże się z nim wiele kontrowersyjnych historii.

NYT spotkało się z dużą krytyką ze strony organizacji żydowskich, ponieważ podczas II wojny światowej relacjonowało bardzo niewiele o Holokauście. „W latach 1939-1945 The New York Times opublikowało ponad 23 000 artykułów na pierwszych stronach gazet. Spośród nich 11 500 dotyczyło II wojny światowej, a 26 dotyczyło Holokaustu” — napisała amerykańska publikacja The Daily Beast.

Przed II wojną światową NYT twierdziło również, że „antysemityzm Hitlera nie jest tak okrutny i szczery, jak się wydaje”. Książka „The Buried by the Times: The Holocaust and America’s Most Important Newspaper” poświęcona jest temu etapowi historii NYT. Autorka tej książki, profesorka dziennikarstwa Lauren Leff krytykuje reportaże dotyczące Europy w czasie wojny i okresie międzywojennym.

Brytyjsko-amerykański dziennikarz Walter Duranty, który zaprzeczał Hołodomorowi, kierował moskiewskim biurem NYT przez 14 lat (1922–1936). Laureat nagrody Pulitzera z 1932 roku za reportaże z ZSRR twierdził, że w Ukrainie był kryzys żywnościowy, podczas gdy ludzie masowo umierali. Skrytykował też walijskiego dziennikarza Garetha Jonesa, który jako pierwszy ujawnił prawdę o Hołodomorze i został wyeliminowany przez NKWD. Po wezwaniach organizacji ukraińsko-amerykańskich do komitetu nagrody Pulitzera o pośmiertne cofnięcie nagrody Duranty’emu, komisja oficjalnie odmówiła tego w 2003 roku. Hołodomor nazywają „głodem”:

— Głód w latach 1932-1933 był straszny i nie wzbudził należytej uwagi międzynarodowej. Swoją decyzją zarząd w żaden sposób nie chce umniejszyć powagi tej straty. Rada składa kondolencje Ukraińcom i innym osobom w Stanach Zjednoczonych i na całym świecie, które wciąż opłakują cierpienia i śmierć spowodowane przez Józefa Stalina.

NKWD
Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych był jednym z ministerstw w ZSRR. Powstał w 1917 roku, a w 1946 przemianowano go na Ministerstwo Spraw Wewnętrznych ZSRR.

Od początku pełnoskalowej inwazji pozycja i treści w NYT oburzały wielu Ukraińców. Na przykład kierująca codziennym newsletterem NYT, wydawanego pod tytułem „Informacje o wojnie rosyjsko-ukraińskiej”, jest dziennikarka Jana Długi, urodzona w Rosji. Została powołana w maju tego roku, czyli gdy wielka wojna trwała prawie trzy miesiące. Jana Długi pochodzi z Moskwy, gdzie pracowała w różnych mediach, w szczególności kierowała biurem Agence France-Presse, a następnie biurem tego samego medium w Kijowie. Oczywiście, po co pracować z ukraińskimi dziennikarzami, skoro jest Rosjanka, która „jako dziecko spędzała wakacje w Odessie”? Tak przedstawiła się Jana Długi po powołaniu do tej roli w NYT. W jej materiałach można zobaczyć spekulacje na temat dyplomatycznego rozwiązania wojny oraz sformułowania w stylu: „Wśród Ukraińców szerzy się poczucie pokory”. To poetyckie, ale kłóci się z obiektywizmem dziennikarskim. Jana Długi odpowiadała za rozsyłanie newslettera do 1 października 2022 roku, po czym została zastąpiona przez Carole Landry. Ale nie jest to wcale lepsza zmiana: nowa autorka newslettera również pracowała przez jakiś czas w Moskwie.

W maju tego roku ukraińska anglojęzyczna gazeta „Kyiv Independent” wystosowała oficjalny apel do redakcji NYT, reagując na artykuł zatytułowany „Wojna w Ukrainie jest coraz bardziej skomplikowana, ale Ameryka nie jest gotowa”. Amerykańscy dziennikarze zakwestionowali w nim zwycięstwo Ukrainy i przedstawili sytuację tak jakby właściwym „bolesnym kompromisem” dla Ukrainy było oddanie części jej terytoriów Rosji. „Teraz New York Times wzywa Zachód do zrobienia tego, czego oczekiwał Putin, czyli poddania się. Nie wątpcie: jeśli pobłażacie dyktatorowi, którego wojska regularnie popełniają zbrodnie wojenne, doprowadzicie do katastrofalnych zmian geopolitycznych” – apeluje Kyiv Independent.

Wcześniej NYT miało biuro w Moskwie, ale w Ukrainie biuro zostało otwarte dopiero pod koniec lipca 2022 roku pod kierownictwem Andrew Kramera. Wywołało to falę oburzenia wśród Ukraińców, gdyż Kramer przez kilkanaście lat mieszkał i pracował w Rosji i jest znany ze sprzecznych relacji z czasów okupowania przez Rosję wschodniej Ukrainy i Krymu. W 2017 roku nazwał wojnę we wschodniej Ukrainie „wojną domową” (nagłówek został poprawiony z: „Narastająca wojna domowa w Ukrainie, kiedy USA chcą poprawić stosunki z Rosją” na: „Działania wojskowe w Ukrainie mogą skomplikować stosunki USA z Rosją”). Rok później nazwał Donieck i Osetię Południową „strefami separatystycznymi”, a nie terenami okupowanymi przez Rosję, a także starał się o akredytację dziennikarską w tzw. DRL, by tam zbierać materiały do ​​swoich publikacji.

Dwa tygodnie przed pełnoskalową inwazją Andrew Kramer napisał w materiale dla NYT: „Uzbrojeni nacjonaliści w Ukrainie stanowią zagrożenie nie tylko dla Rosji”. Mówił o partii „Demokratyczny Topór”, a w szczególności o jej przedstawicielu Juriju Hudymenko, który został ranny w bitwie z rosyjskimi okupantami. W swoim artykule Andrew Kramer opowiada historię Jurija, który jest gotów uzbroić się i przeciwstawić rządowi, jeśli ten zdecyduje się negocjować z Rosją. Dziennikarz NYT spekuluje na temat nacjonalistów w Ukrainie i tego, jak wydają się komplikować wszelkie rozwiązania dyplomatyczne. Jednak zgodnie z oficjalnym oświadczeniem NYT „nie ma nikogo lepszego do zarządzania The Times” w Kijowie niż Andrew Kramer.

Wiosną 2022 roku swoje biuro w Kijowie otworzył także inny szanowany portal, The Washington Post. Kierowała nim Isabelle Khurshudyan, która wcześniej była korespondentką w moskiewskim oddziale. Oczywiście redakcja nie starała się za bardzo, żeby znaleźć ukraińskich lub międzynarodowych dziennikarzy, którzy nie pracowali ani nie mieszkali w Moskwie po 2014 roku.

Niektórzy mogą twierdzić, że to dobrze, gdy dziennikarze przenoszą się z biura moskiewskiego do kijowskiego, dosłownie opuszczając terytorium, gdzie wszystko jest przesiąknięte kremlowską propagandą, a poziom wolności słowa pozostawia wiele do życzenia. Relokacja niestety nie gwarantuje zmiany wartości osobistych i zawodowych, więc Rosjanie nadal utrzymują swoje stanowisko w zagranicznych mediach, jednostronnie relacjonując stosunki rosyjsko-ukraińskie, a w szczególności przebieg wojny na pełną skalę.

Innym przejawem rosyjskiej optyki w mediach zagranicznych jest zapraszanie zaangażowanych ekspertów, bezpośrednio lub pośrednio związanych lub wspierających Federację Rosyjską. Zamiast tego prelegenci z Ukrainy pozostawali ignorowani, niezauważeni. Sytuacja zmieniła się nieco po pełnoskalowej inwazji, kiedy uwaga mediów skupiła się na Ukrainie, a wojna rosyjsko-ukraińska stała się na długi czas tematem przewodnim. Ukraińskie głosy zabrzmiały w wielu światowych mediach, w dużej mierze dzięki ukraińskim wolontariuszom, którzy pracują na froncie informacyjnym i promują naszych ekspertów i świadków. Jednak jeszcze przed inwazją pełnoskalową rozmowa z rosyjskim historykiem na temat sytuacji w Ukrainie była całkiem normalna. Albo w ogóle zapraszanie Rosjan, ignorując mówców z Ukrainy. Nie ma sensu mówić w tym przypadku o konstruktywnej dyskusji, najczęściej wszystko kończy się obroną „prostych Rosjan” i obwinianiem za wszystkie problemy USA.

Komentarze lub felietony prorosyjskich mówców na temat wojny na pełną skalę są niestety powszechną praktyką w mediach zachodnich. Wśród takich „ekspertów” znajdują się amerykański językoznawca białoruskiego pochodzenia Noam Chomsky, amerykański politolog John Mearsheimer, amerykański historyk Steven F. Cohen i inni. Ten ostatni na przykład nie doczekał inwazji na pełną skalę, ale przez kilka lat aktywnie bronił opinii, że w Rosji nie ma reżimu autorytarnego, a wojna na wschodniej Ukrainie zaczęła się z winy Stanów Zjednoczonych.

Brytyjsko-amerykański dziennikarz Christopher Hitchens napisał książkę „The Trial of Henry Kissinger” o innym znanym „ekspercie” w kwestii ukraińskiej — Henrym Kissingerze, byłym polityku i doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego USA za czasów prezydentów Forda i Nixona. Hitchens oskarżył go o zbrodnie wojenne podczas wojny w Wietnamie i wspieranie inwazji Indonezji na Timor Wschodni.

Jak przeciwstawiać się propagandzie rosyjskiej w światowych mediach

Menedżerowie komunikacji, którzy pracują w redakcjach światowych mediów lub zdalnie wchodzą w interakcje z ich treściami, przypominają, że język angielski czy jakikolwiek inny język obcy użyty w materiałach nie jest wyznacznikiem ani ich jakości, ani obiektywności. Każdy popełnia błędy, a na dziennikarzy mogą wpływać osobiste uprzedzenia i stereotypy panujące w ich otoczeniu. Jednak w czasie wojny dyskusja o etyce i kompetencjach dziennikarskich wykracza poza mury uczelni czy dyskusje zawodowe, ponieważ treści tworzone przez media w taki czy inny sposób wpływają na bezpieczeństwo narodowe Ukrainy i innych krajów demokratycznych.

Możliwe jest jednoznaczne prześledzenie logiki i specyfiki rozprzestrzeniania się propagandy w Rosji, ale znacznie trudniej jest wykryć kremlowskie narracje i zapobiegać im za granicą. Czasami rosyjska dezinformacja i fake newsy trafiają do materiałów z powodu dziennikarskiego pośpiechu, niedostatecznie starannej redakcji lub oceny pewnego reportera lub dziennikarza, którego zdania redakcja może nie podzielać. Dlatego nierozsądnym byłoby piętnowanie mediów jako propagandy opartej na jednym lub dwóch wątpliwych materiałach, ale warto zwrócić uwagę na takie problemy redakcji: pisać w komentarzach, wysyłać maile do redakcji itp.

Nina Kulczewycz, koordynatorka walki z dezinformacją w organizacji Ukraińska Armia PR, mówi:

— The New York Times, FOX i inne duże media mają zarówno prawdziwe materiały, jak i zniekształcone fakty oraz manipulacyjne sformułowania. Często konieczna jest ocena nie tylko samego medium jako instytucji, ale całego holdingu lub wręcz przeciwnie, pojedynczego dziennikarza, jego redaktora, poziomu wolności słowa w danym kraju i tego, do jakiego stopnia manipulują koncepcjami tej wolności.

Tym, którzy pracują lub planują współpracę z zagranicznymi mediami, ukraińscy menedżerowie komunikacji, którzy jeszcze przed wojną bronili reputacji Ukrainy w światowych mediach, radzą:

1. Sprawdzać, jakie są stanowisko redakcji (polityka redakcyjna) oraz materiały dotyczące Ukrainy. Jeśli zauważono, że brakuje zrozumienia ukraińskiego kontekstu lub wybrany przez dziennikarza program wypacza rzeczywistość, można albo odmówić współpracy, albo udzielić rzetelnych informacji, doradzić wykwalifikowanych ekspertów, którzy potrafią jasno wypowiedzieć się w danej sprawie i dostarczyć sprawdzonych informacji na dany temat. Wielu zagranicznych dziennikarzy chętnie akceptuje propozycję uzupełnienia kontekstu wojny rosyjsko-ukraińskiej i ogólnie poszerzenia swojej wiedzy na ten temat, wystarczy tylko grzecznie wyjaśnić, dlaczego szerzenie komunikatów Federacji Rosyjskiej bez kontekstu i wyjaśnienia jest niebezpieczne.

2. Jeśli dziennikarze i/lub redakcje mediów nie reagują na publiczne uwagi i komentarze, nie akceptują kompetentnej pomocy — warto skontaktować się z organizacjami przeciwdziałającymi fejkom i dezinformacji. W Ukrainie są to na przykład Detector Media (ukraińska platforma medialna, która między innymi przeciwdziała dezinformacji, promuje wolność mediów, wzmacnia jakość dziennikarstwa, wyposaża obywateli w narzędzia do ochrony przed propagandą i dezinformacją — https://en.detector.media/przyp. tłum.), StopFake (Strona StopFake to projekt ukraińskiej organizacji medialnej NGO Media Reforms Center; założona w marcu 2014 roku przez ukraińskich profesorów i studentów w celu obalenia rosyjskiej propagandy i fałszywych wiadomości — https://www.stopfake.org/pl/strona-glowna/przyp. tłum.), GIS (Global Information Space to niezależna społeczność profesjonalistów skoncentrowana na przeciwdziałaniu współczesnym globalnym zagrożeniom hybrydowym, w tym dezinformacji, atakom cybernetycznym, presji ekonomicznej, szantażowi energetycznemu — https://globalinfospace.com/en/przyp. tłum.). W Polsce taką organizacją jest Demagog, pierwsza organizacja factcheckingową. Oprócz weryfikowania informacji i współpracy z platformami technologicznymi w zakresie walki z dezinformacją, organizują również Akademię Fakt-checkingu i prowadzą platformę e-learningową z kursami online — przyp. tłum.

3. Aby tworzyć kontrnarracje i móc krytykować materiały manipulacyjne, nie należy posługiwać się wyłącznie argumentem autorytetu (np. „Jestem Ukraińcem, wiem lepiej”). Warto oprzeć się na przeanalizowanych faktach i zaangażować ekspertów pochodzących z kraju, o którym jest materiał. Dzięki temu materiał będzie bardziej obiektywny, a dyskusja wyrównana. Publiczność bardziej zaufa takiemu materiałowi.

4. Nie warto bać się bronić swojego stanowiska, nawet jeśli najpotężniejsze światowe media nie mają racji. Ukraińscy eksperci i przedstawiciele frontu informacyjnego często słyszą od międzynarodowych mediów, że nasze stanowisko jest zbyt stronnicze, emocjonalne lub dotyka indywidualnych osób i idei. Duże międzynarodowe środki masowego przekazu często mają za sobą dziesięciolecia wypracowanych standardów, ale często standardy te nie są dostosowane do aktualnej wojny informacyjnej, co oznacza, że ​​takie media nie we wszystkich sprawach są autorytetem.

Zwycięstwo we współczesnych wojnach technologicznych odnosi się nie tylko na froncie realnym, ale także informacyjnym i kulturalnym. To może być wyczerpujący maraton, więc trzeba zachować czujność, być elastycznym emocjonalnie i zawodowo, a także pamiętać, że kontrowanie rosyjskich narracji w światowych mediach jest ważne i każdy może włączyć się do tej walki. Demokratyczny świat musi zrozumieć, że wszyscy jesteśmy uczestnikami wojny informacyjnej, której prawa i zasady nie zostały jeszcze spisane. Międzynarodowe media nie są tylko biernymi świadkami, ale są również zaangażowane w tę wojnę na pełną skalę. Każde rozpowszechniane przez nich słowo wpływa na przebieg wojny, a co za tym idzie – na życie setek tysięcy ludzi w różnych krajach.

wspierany przez

Ten materiał powstał przy wsparciu International Media Support (IMS).

Nad materiałem pracowali

Autor projektu:

Bohdan Łohwynenko

Autorka:

Anastasija Maruszewska

Redaktorka naczelna:

Natalia Ponediłok

Redaktorka:

Ania Jabłuczna

Redaktor zdjęć:

Jurij Stefaniak

Menadżerka treści:

Kateryna Juzefyk

Tłumaczka:

Julia Ivanochko

Redaktor tłumaczenia:

Michał Antosz

Redaktorka tłumaczenia:

Olga Janiszewska

Ukrainer wspierają

Zostań partnerem

Śledź ekspedycję